poniedziałek, 23 czerwca 2014

Chapter 2 ~ Truth or dare

       Patrzyłam na moje lustrzane odbicie i chciałam płakać. Dlaczego? Dlaczego ja? Wyglądałam jak klaun i z tego powodu wolałam nie opuszczać przysłowiowych czterech ścian. Phoebe i Belle śmiały się ze mnie. Dlaczego akurat nie wypadło na nie? Ubrana byłam w granatową sukienkę w białe grochy, a na mojej talii zapięty był pas. Choć miałam spore piersi, wolałam nosić luźne T-shirty, które potrafiły je doskonale ukryć. W tej sukience niestety było to niemożliwe. Wyglądałam jak jakaś klepsydra. Nienawidziłam tego. Większości osób podobała się moja kształtna figura, lecz ja sama nienawidziłam jej. Tak samo jak nienawidziłam żywych kolorów. Nosząc je, zbytnio zwracałam na siebie uwagę.
       — Nie róbcie mi tego! — Błagała kolejny raz, lecz w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech przyjaciółek. 
       W poprzednią noc grałyśmy w prawda czy wyzwanie, sporo wypiłyśmy, a ja oczywiście musiałam zgodzić się na coś głupiego. Wyzwaniem dla mnie miało być ubranie dziewczęcej sukienki i wyjście w niej następnego dnia. Dodatkiem miały być chorobliwie wysokie szpilki. W tamtym momencie marzyłam tylko o założeniu wygodnych glanów!
       — Dasz radę Alex. Przestań gadać i idziemy! — Powiedziała Phebs jednocześnie się uśmiechając się i ciągnąc mnie za rękę. Westchnęłam, zrezygnowałam ze stawiania oporu i pogodziłam się z publicznym upokorzeniem, które wkrótce miało mieć miejsce. Do zapamiętania: nigdy nie grać z dziewczynami w prawda czy wyzwanie. Nie przebywać z nimi, gdy jestem pijana.
       Koński ogon na mojej głowie kołysał się gdy szłyśmy do samochodu. Mieliśmy pojechać do restauracji, w której mnóstwo ludzi mogłoby zobaczyć mnie w tym kostiumie! Proszę, zabijcie mnie. Może i trochę przesadzam... Tak, z pewnością przesadzam, ale dla mnie jest to naprawdę trudne. Nie chcę chodzić w takich ubraniach, nie chcę być postrzegana jako jedna z dziewczyn dla których liczą się tylko zakupy, czy przymierzanie ubrań. Boże, przecież ja tego nienawidzę. Więc dlaczego moje przyjaciółki przymuszały mnie do robienia tych wszystkich rzeczy? Przecież doskonale wiedziały, że jest to dla mnie prawdziwe piekło.
       — Zapłacicie mi za to. — Zapowiedziałam im, gdy siedziałyśmy już w samochodzie. Phoebe kierowała samochodem, w czasie gdy ja siedząc na tylnym siedzeniu, wciąż mamrotałam pod nosem różnego rodzaju przekleństwa. — Przynajmniej mogłam usiąść z przodu. — Narzekałam, lecz moje przyjaciółki tylko śmiały się i coraz bardziej pogłaśniały radio.
       Tak jak myślałam, w restauracji było jeszcze gorzej. Obecni tam mężczyźni lustrowali mnie spojrzeniami, były one wstrętne i pełne pożądania, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę. W pewnym momencie pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby skończenie z ćwiczeniami, przynajmniej nie miałabym aż tylu adoratorów. Lubiłam jeść, lubiłam to bardzo. Nie należałam jednak do tych osób, które mogą jeść tony najbardziej tuczącego jedzenia, a wciąż będą zachowywać idealną sylwetkę; musiałam naprawdę często i intensywnie uprawiać sport, aby obwód mojej talii zbytnio się nie zwiększał: jeździłam na rowerze, biegałam, a nawet uprawiałam jogę dwa razy w tygodniu.
       Usiadłyśmy przy jednym z okrągłych stołów, a zaraz potem pojawił się przy nas młody kelner pragnący przyjąć nasze zamówienie. Spoglądał na mnie zalotnie, na co ja wywróciłam tylko oczami. Wtedy zrozumiałam, że nie patrzył on dokładnie na mnie, lecz na mój dekolt. Pieprzona sukienka. Jednak jego wzrok, gdy przyjmował moje zamówienie był bezcenny. Wiedziałam, że dzień wcześniej zjadłam około tysiąca hamburgerów, lecz nie mogłam się powstrzymać i zamówiłam tyle, ile tylko mogłam.
       Po chwili musiałam pójść do toalety. Chciałam zrobić to bez zbędnej wymiany zdań pośród mężczyzn, lecz oczywiście nie miało to szans się udać. Usłyszałam szepty kilku mężczyzn siedzących przy stoliku za mną. Nie zamierzałam się jednak odwracać. Nie chciałam wywoływać bójki będąc w sukience!
       Spojrzałam w lustro, wciąż nienawidząc wizerunku w nim odbitego. Ciemny makijaż może i mi pasował, lecz na pewno nie był w moim stylu. Trzeba przyznać, że moje brązowe oczy wydawały się być większe dzięki wyraźnemu makijażowi nałożonemu wcześniej przez Belle. Mimo wszystko, nie czułam się sobą i chciałam jak najszybciej wracać do domu, by móc zrzucić z siebie to przebranie. Z włosami ciasno spiętymi w koński ogon, moja pyzata twarz były całkowicie odsłonięte, przez co czułam się naprawdę niekomfortowo. Jedyną dobrą stroną dzisiejszej fryzury było to, że odsłaniała mój tatuaż znajdujący się tuż pod lewym uchem. Przedstawia on węża, który 'pełznie' w stronę szyi. Mam kilka tatuaży, lecz właśnie ten jest dla mnie najważniejszy.
       Po kilku minutach, postanowiłam wrócić do stolika. Szłam pewnym krokiem nucąc pod nosem melodię usłyszanej wczoraj w radiu piosenki. Odkąd ją usłyszałam, nie mogę pozbyć się jej z mojej głowy. Nagle ktoś położył dłoń sporej wielkości na moim ramieniu. Odwróciłam się niezwłocznie. Zobaczyłam osobnik płci przeciwnej o błękitnych oczach i blond czuprynie. Moje serce zaczęło bić szybciej. Ubrany był w kolorowe i czyste ubrania, beżowe spodnie, niebieską koszulkę polo, biały sweter i adidasy. Było to zupełnym przeciwieństwem tego, co widziałam dzień wcześniej. Wyglądał tak znajomo, lecz nie potrafiłam go rozpoznać.
        — Alex? — Spytał, a ja zamarłam. Zna mnie? Zmarszczyłam brwi i ponownie spojrzałam na chłopaka próbując sobie przypomnieć, czy widziałam go wcześniej. Wtedy się uśmiechnął, a mnie olśniło. Oczywiście, że widziałam go wcześniej!
       — Niall! — Krzyknęłam radośnie. — Co za niespodzianka! Nie spodziewałam się, że możesz się tak ubierać. — Dodałam, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy. — Muszę powiedzieć, że Twój strój jest tym razem o niebo lepszy.
       — Twój wygląd też jest całkowicie inny. — Stwierdził nieustannie się uśmiechając.
       — Wiem. — Prychnęłam. — Wyglądam jak klaun. Nie lubię chodzić w sukienkach. Po prostu przyjaciółki zmusiły mnie do włożenia jej. — Wytłumaczyłam poprawiając sukienkę. Chłopak uśmiechnął się, a ja poczułam jak się czerwienię.
       — Moim zdaniem wyglądasz przepięknie. — Powiedział. Poczułam jak krew jeszcze bardziej napływa do moich policzków.
       — Dziękuję. — Powiedziałam czując się niezręcznie. Nie byłam przyzwyczajona do komplementów. Nie licząc tych prawionych mi przez rodzinę i przyjaciół. — Więc co tu robisz? — Spytałam nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć.
       — Wpadłem z przyjaciółmi, żeby coś zjeść. — Odpowiedział. — A Ty?
       — Ja też. Było to częścią wyzwania danego mi przez przyjaciółki. — Ponownie poprawiłam sukienkę.
       — Twoje przyjaciółki wydają się być miłe. Hej, a ta piosenka, którą wcześniej nuciłaś? Co to było? — Spytał podtrzymując rozmowę, a ja próbowałam przypomnieć sobie rzekomą melodię.
       — Nie wiem. — Odpowiedziałam uczciwie. — Piosenka jakiegoś zespołu. Wiem o nich tylko tyle, że lubię ich moje przyjaciółki. To zupełnie nie mój styl, ale cholera, naprawdę wpada w ucho.
       — Wiesz co? — Powiedział z wyjątkowym błyskiem w oku. — Myślę, że Ty i Twoje przyjaciółki powinnyście poznać moich kumpli. — Wskazał ruchem ręki na stolik znajdujący się w samym kącie sali. Zamyśliłam się na kilka sekund i koniec końców zgodziłam się.
       — Jasne. Powiem im o tym i przyjdziemy do Waszego stolika. Do zobaczenia Niall. — Odrzekłam i ruszyłam w kierunku stolika, przy którym siedziały dwie tak dobrze znane mi osoby. Czułam jak mój koński ogon nieustannie kołysze się.


       — Myślałam, że skończyłaś z chłopakami, Alex. — Dodała Phoebe, gdy podążałyśmy w stronę stolika Niall'a.
       — Tak, skończyłam! Ale to nie ma nic wspólnego z tamtym. Chłopak wydaje się być naprawdę miły. Po prostu zaproponował, żebyśmy poznały jego kumpli. To wszystko. Czy to coś złego? — Usprawiedliwiałam się, idąc z wysoko podniesioną głową. Zauważyłam jak Anabelle wywraca oczami. — No dalej. Powiemy tylko 'cześć' i odejdziemy.
       Do stolika, przy którym siedział Niall i jego koledzy pozostały nam zaledwie dwa kroki. Wszyscy śmiali się i jednocześnie jedli, a my musiałyśmy im to przerwać. Zauważyłam, że blondyn rzucił na mnie okiem i uśmiechnął się pogodnie. W tym samym czasie ja przewertowałam od góry do dołu każdego z pozostałych chłopaków. Wyglądali jeszcze dziwniej, niż dzień wcześniej — kolory, marynarki, kraciaste lub pasiaste koszule. Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś zmieniał swój styl tak z dnia, na dzień. Muszę dodać jeszcze jedno: teraz na pewno byli przystojniejsi. Nie mój styl, lecz im zdecydowanie pasował. Jeden z nich miał kręcone włosy i śliczne zielone oczy, flirciarski uśmiech nie znikał z jego twarzy, podczas gdy próbował nawiązać kontakt wzrokowy z Belle, wyraźnie zainteresowaną czymś innym. To właśnie obok niego siedział Niall. Następny był czarnowłosy chłopak ciemnej karnacji z kilkoma kolczykami zdobiącymi twarz. Było to coś niezwykłego, bardzo podobał mi się jego styl. Obok niego siedział brunet o czekoladowych oczach ubrany w koszulę w kratę. Pozostał jeszcze tylko jeden — również brunet, lecz już mniej przystojny. Posiadał on niebieskoszare oczy i przeciętny uśmiech.
       — Cześć wszystkim. — Powiedziałam z uśmiechem na ustach. — Jestem Alex, a to... — Odwróciłam się w kierunku moich przyjaciółek, które błyskawicznie rozszerzyły oczy, a na ich twarzach pojawiły się oznaki niedowierzania. — Dziewczyny? — Próbowałam przywołać je do porządku. — Dziewczyny? Co się dzieje? — Potrząsnęłam ramieniem Phebs, lecz ona wciąż pozostawała w tej samej ekstazie.
       — To One... One... One Direction. — Belle wymamrotała pod nosem, na co pięciu mężczyzn tylko się uśmiechnęło.
       — Kto? — Spytałam zdezorientowana. Wydawało mi się, iż w końcu zakończyły stan odrętwienia. One Direction... hmm... brzmi znajomo.
       — One Direction, zespół, którego wcześniej słuchałyśmy. — Odpowiedziała prosto Belle, na co ja zmarszczyłam tylko brwi. — Na litość boską. Zespół, który uwielbiamy, Alex!
       — Ah! — Krzyknęłam rzucając okiem na chłopaków. — Więc jesteście One Direction. Mam rację? — Przytaknęli. — Hmm... Cóż, One Direction poznajcie moje przyjaciółki Belle i Phebs, które jak już zapewne wiecie, uwielbiają Waszą muzykę. — Dodałam.
       Nie wiedziałam, dlaczego Phoebe i Belle były tak bardzo zszokowane spotkaniem z nimi. Rozumiałam, że lubią ich muzykę, ale przecież nie były jakimiś olbrzymimi fankami. Przynajmniej mi się tak wydawało.
       — Może usiądziecie z nami? — Spytał chłopak z lokami. Nim zdążyłam powiedzieć, iż najwyższa na nas pora, Belle uprzedziła mnie zgadzając się na wszystko. Usiadła obok zielonookiego. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, które wzrosło jeszcze bardziej, gdy Phebs usiadła zaraz przy niej. Opuściły mnie, co nie pozostawiało mi żadnej opcji do wyboru. Usiadłam obok chłopaka znajdującego się zupełnie po drugiej stronie stołu, czyli obok chłopaka w pasiastym T-shircie.
       — Okej. Moje przyjaciółki w przeciwieństwie do mnie znają przynajmniej Wasze imiona, więc proszę, oświećcie mnie. — Poprosiłam kładąc łokieć na stoliku.
       Jeden z nich przedstawił resztę. Chłopak z kręconymi włosami to Harry, ten z kolczykami to Zayn, w kraciastej koszuli to Liam, natomiast chłopak obok mnie to Louis. Rozmawiali z moimi przyjaciółkami bez żadnego większego kłopotu, podczas gdy ja patrzyłam tylko na nich w ciszy. Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Niall'a co jakiś czas. Zachowywałam milczenie do chwili, gdy zauważyłam coś na nadgarstku Zayn'a. Mam na myśli świetnie wykonany tatuaż.
       — Masz tatuaż! — Pisnęłam. Czułam, że się czerwienię, lecz nie mogłam nic na to poradzić.
       — No mam. — Odpowiedział prostując rękę, dzięki czemu mogłam lepiej przyjrzeć się malunkowi na jego ciele. Przedstawiał yin-yang, tzw. dwie uzupełniające się siły. Cholernie mi się podobał.
       — Jest świetny! Myślę, że Cię kocham! — Oznajmiłam bezceremonialnie wciąż wpatrując się w tatuaż chłopaka. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho. — Kocham tatuaże. Nawet sama mam kilka. — Odwróciłam się w prawo, tak aby mógł zobaczyć moją dziarę. Usłyszałam szepty, które miały być dowodem uznania. W końcu poczułam, że ktoś docenia efekt dwugodzinnego bólu.
       Jeszcze przez moment rozmawiałam z Zayn'em o tatuażach i kolczykach.
       — Więc, Alex... — Po odkryciu, że Belle ma chłopaka, Harry skupił się na mnie. — A czy Ty masz chłopaka?
       Zauważyłam jak Phoebe i Belle obróciły się niezręcznie na krzesłach. Myśl o Marcusie wciąż bolała.
       — Nie. Kilka dni temu zerwałam z chłopakiem. — Powiedziałam najciszej jak tylko umiałam. — Dupek zdradził mnie.
       — Nie wiedział, co traci. — Stwierdził Harry i uśmiechnął się.
       — Jeśli chcesz, w każdej chwili możemy się nim zająć. — Zaoferował mi Niall. Spojrzałam na niego. Na mojej twarzy błyskawicznie pojawił się uśmiech.
       — Bez przestępstw, chłopaki. Nie sądzę, że ktokolwiek byłby w stanie zająć się nim. — Skomentowałam. — Marcus to typ bad-boya.
       — Nie zapominaj, że mamy ochroniarzy. — Przypomniał mi Louis, na co ja uśmiechnęłam się szeroko.
       — Pomyślę o tym. — Przyrzekłam, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
       — Więc lubisz bad-boyów? Nie ma się czym chwalić czy coś, ale ja piłem przed osiemnastką. — Powiedział Harry bawiąc się dłońmi. Wybuchnęłam śmiechem.
       — O Mój Boże, myślę, że jesteś dla mnie zbyt dużym buntownikiem. Chyba nikt na tym świecie nie pił jeszcze przed osiemnastką! — Powiedziałam z sarkazmem. Uśmiechnął się do mnie i mrugnął figlarnie.
       Niedługo potem nawiązałam z przyjaciółkami kontakt wzrokowy, dając im wyraźnie do zrozumienia, iż najwyższa na nas pora. Gdy zbieraliśmy się już do wyjścia, zatrzymał nas Niall.
       — Może chciałybyście przyjść na jeden z naszych koncertów? Przepustka VIP i pierwszy rząd. — Gdy ujrzałam ekstazę moich przyjaciółek, wiedziałam, że nie mogę powiedzieć 'nie', więc przytaknęłam tylko z uśmiechem. Nie byłam fanką One Direction, lecz polubiłam ich. Byli śmieszni, słodcy, a nawet trochę szaleni. Niall uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam, że ta propozycja nie jest aż tak złym pomysłem.